Hej
QUOTE(isoroku @ 10/01/2011, 21:41)
Do tego żeby doprowadzić do syntezy deuteru, czyli wodoru w którego jądrze znajduje się, oprócz protonu także neutron, potrzeba jest temperatury 110 milionów stopni. Takich warunków nikt na Ziemi nie potrafił i nie potrafi spełnić.
He he... gdyby nie dało się zapalić syntezy D+D to bomby wodorowe by nie istniały. Na szczęście jednak można tu dokonać pewnego oszustwa. Otóż temperatura jest tak naprawdę pojęciem statystycznym. Gdy mówimy "herbata w tej szklance ma temperaturę 70 stopni C" - to znaczy tak naprawdę, że
większość cząsteczek wody w szklance z herbatą ma energię odpowiadającą temperaturze 70 st.C. Ale są też obecne wśród nich cząsteczki mające energię odpowiadającą temperaturze np. 100 st.C, albo 10 st.C - tylko jest ich odpowiednio mniej, tym mniej im dalej ich temperaturze od tych 70 stopni. Dla herbaty nie ma to w zasadzie większych konsekwencji, ale dla deuteru już niekoniecznie.
A więc mówimy: "do syntezy potrzeba 100 mln K - super, ale nie ma takiej temperatury i d*** blada, nic się nie da zrobić". Otóż nie. Bo już w temperaturze np. 10 mln K populacja cząstek mających energię odpowiadającą 100 mln K będzie całkiem pokaźna. Zderzając się ze sobą, cząstki te ulegać będą reakcji syntezy. Reakcja uwolni wielkie ilości energii, ogrzewając środowisko. W ogrzanym ośrodku populacja cząstek o wysokiej energii wzrośnie, intensywność syntezy takoż, uwolni się jeszcze więcej energii itd. i może się okazać że to wystarczy - i proszę, temperatury zapłonu syntezy niby nie daliśmy a synteza jednak pojechała
.
Te liczby są tak trochę od czapki, tzn. dla przykładu tylko. Faktycznie były kiedyś szacunki, że być może na tej zasadzie do uruchomienia syntezy D+T wystarczy tylko "umiarkowana" temp. 1 mln K albo i mniej. Stąd właśnie te pomysły "czystej bomby", o których pisze isoroku, tzn. bomby w której nie byłoby wcale I stopnia (tej części rozszczepialnej) tylko sam II, sama synteza, a ową umiarkowaną temperaturę uzyskiwałoby się np. za pomocą laserów i/lub odpowiednio ustawionych eksplozji kumulacyjnych, czy innych jeszcze podobnych sztuczek. Ale się to nie udało.
QUOTE(isoroku @ 10/01/2011, 21:41)
Ale Tryt nie występuje w przyrodzie, bo jest bardzo promieniotwórczy i ma okres połowicznego rozpadu 13,6 lat. I dlatego trzeba go tworzyć sztucznie, napromieniowując Deuter.
Przy czym trzeba też powiedzieć, że ciekły Tryt został użyty chyba tylko w początkowym okresie prób z bronią termojądrową, w pierwszym amerykańskim urządzeniu badawczym, jeszcze nie będącym bombą w zasadzie, bo przy masie kilkudziesięciu ton trudno to zapakować do bombowca. A potem w bombach termojądrowych używano jednak innych pierwiastków np litu, chociaż to nic pewnego.
Gwoli ścisłości, tryt robi się z litu, napromieniowując go neutronami. W pierwszych amerykańskich bombach, zwanych niekiedy "mokrymi", zastosowano tak jak piszesz, ciekłą mieszaninę deuterowo-trytową. Potem jednak wymyślono bomby "suche", w których paliwem jest deuterek litu (zwykle jednak wzbogacony trytem choć ociupinkę). Pod wpływem neutronów z I stopnia i z reakcji D+T (a tych drugich jest masa) lit zamienia się w tryt i wzbogaca nam mieszaninę jeszcze bardziej.
Jednak trzeba pamiętać: głównym motorem napędowym bomby jest synteza D+D; to ona daje te straszliwe ilości energii i pozwala budować te superbomby o mocy wielu megaton. Synteza D+T dostarcza mniej energii (zaledwie nieco więcej niż rozszczepienie) ale jest łatwiejsza do zapalenia i stąd obecność trytu w układzie; a poza tym to "mniej" to przecież też jest dużo i spokojnie dogrzeje układ do takiego stanu, by rozpędziła się synteza D+D.
QUOTE(isoroku @ 10/01/2011, 21:41)
Otóż w latach pięćdziesiątych pojawiły się pomysły zbudowania elektrowni termojądrowych w których tryt miał być ściskany w polu magnetycznym w urządzeniach Amerykańskich "Sellerator" czy też Sowieckich "Tokamak".
Stellarator się to nazywało. Sztuczka ogólnie rzecz biorąc polegała na wyprodukowaniu najpierw plazmy z mieszaniny D+T. Plazma, jako przewodnik, mogła być "obrabiana" za pomocą odpowiednio ustawionych pól elektromagnetycznych. A więc próbowano tak zakombinować, żeby w próżniowej komorze reaktora o kształcie torusa (czyli obwarzanka, albo opony) utworzyć "sznurek" z tej plazmy, tworzący zamkniętą pętlę czy pierścień, a następnie (przez indukcję) przepuścić przez niego olbrzymi prąd elektryczny, żeby się rozgrzał do temperatury syntezy. Do pewnego stopnia to działa, tzn. synteza mocno przyspiesza, natomiast nie ma raczej widoków, żeby się w ten sposób udało zbudować reaktor o cechach użytkowych, tzn. wytwarzający więcej energii niż by pochłaniał.
QUOTE(isoroku @ 10/01/2011, 21:41)
Nie były to zatem bomby neutronowe w klasycznym rozumieniu tego pojęcia, tylko bomby termojądrowe, z co najwyżej zmienionymi pewnymi proporcjami wewnętrznymi.
Eeee...tam, to jest takie dzielenie włosa na czworo. Bomba neutronowa z definicji jest bombą termojądrową. I były to bomby neutronowe całkiem klasyczne - bo ich głównym czynnikiem rażącym były neutrony. Natomiast nie były to bomby całkiem czyste, bo jednak zawierały atomowy zapalnik, choćby i niewielki.
QUOTE(isoroku @ 10/01/2011, 21:41)
To nie oznacza jednak na pewno, że istniejąca powłoka przeciwradiacyjna zabezpieczająca przed promieniowaniem panującym w terenie zaraz po wybuchu atomowym, byłaby powłoką wystarczającą do powstrzymania promieniowania z bomby neutronowej. Być może dla powstrzymania tego promieniowania potrzebna by była tak gruba osłona z ołowiu, że musiałyby być zbudowane zupełnie nowe czołgi.
Otóż to! Powłoki antyradiacyjne w czołgach w pewnym stopniu pochłaniały strumień neutronów, ale bynajmniej nie eliminowały zagrożenia, jedynie je redukowały w niewielkim stopniu. Problem jest taki, że ołów i podobne substancje, zbudowane z ciężkich jąder i dobrze chroniące przed promieniowaniem gamma i rentgenowskim, słabo chronią przed neutronami, bo te odbijają się od owych masywnych jąder, prawie nie oddając im energii, i po kilku odbiciach przechodzą przez taką osłonę. Przed wysokoenergetycznymi neutronami chronią dobrze osłony z materiałów z lekkich jąder, które w takich zderzeniach będą "odskakiwać", zabierając neutronom energię. Ale niestety tak czy siak muszą to być osłony niepraktycznie grube.
QUOTE(Syzyf)
A ja myślałem że w dzisiejszych arsenałach są bomby nowocześniejsze
od tradycyjnego "Little Boy'a"
Ależ są! Od Fat Mana jeśli już, bo takich bomb jak Little Boy praktycznie już później nie robiono wcale. Ale naprawdę wymyślono różne nowe sztuczki od tamtych czasów. Oczywiście taka ogólna zasada działanie nie zmieniła się, ale pewne rozwiązania techniczne owszem.
QUOTE(Syzyf)
W każdym razie poligonów nuklearnych na atolu Muruora i w Newadzie nikt jakos nie chce kolonizować.
Nooo ale też nie są to tereny nikomu do niczego specjalnie potrzebne. Teren poligonu na Mururoa jest zresztą dalej zajmowany przez francuskie wojsko o ile wiem. Poza tym mówimy tu o "broni neutronowej" czyli wybuchach powietrznych o małej i bardzo małej mocy. A na wymienionych przez ciebie terenach dokonywano także znacznie potężniejszych eksplozji, także i naziemnych a więc o wiele bardziej "brudzących".