Niekoniecznie Napoleonie.
Pamiętajmy, że nie było wtedy współczesnych metod naukowych. Wszystko zależało od "majstra", który czuwał nad produkcją. A w zasadzie to wszystko się opierało o doświadczenie tego właśnie "majstra" i co ważniejsze, to wszystko było robione "na oko".
To, że pewien producent produkował lepszy proch niż inni, to było w zasadzie kwestią czystego przypadku.
W zależności od lokalnych warunków, to naczynia służące do rozcierania na proszek poszczególnych składników mogły być wykonane z najróżniejszych materiałów, które były łatwo dostępne w okolicy. W jednym regionie mogły to być dajmy na to dzierze drewniane, a w innych kamienne, a jeszcze w innych odlewane z metali.
Stosowano też różne metody proszkowania podstawowych składników. W jednej manufakturze mogło być to dokonywane metodą tłuczenia składników (tak jak niektóre ludy Afryki tłuką ziarno na mąkę), a w innej mogło to być dokonywane poprzez rozcieranie, czy też "wałkowanie" surowca.
Dzisiaj wiemy, że wielkość ziaren i kształt cząsteczek poszczególnych składników ma olbrzymie znaczenie na "jakość" CP.
Nietrudno sobie wyobrazić, że składniki rozdrabniane w drewnianych i "chropowatych" naczyniach będą miały większy rozrzut rozmiarów i co ważniejsze kształtu poszczególnych cząsteczek (ziaren), niż dajmy na to te , które były obrabiane w gładkościennych metalowych moździerzach.
Czyli jedna manufaktura produkowała (nie zdając sobie z tego sprawy) lepszy proch niż inna, pomimo używania dajmy na to tej samej formuły proporcji składników.
Nie oznaczało to jednak, że "świeży" proch kupiony od tej manufaktury, która go produkowała w lepszej jakości, będzie cały czas lepszy po jakimś okresie składowania i jego nieuniknionego transportu.
Po prostu "gładsze" cząsteczki prochu, który był początkowo lepszy niż inne (łatwo to było sprawdzić, chociażby używając tej "epruwetki" o której tu wcześniej pisałem), mogły z biegiem czasu i z powodu swojej "gładkości" ulegać większemu rozwarstwieniu poszczególnych składników, a wystarczało tylko okresowe przetaczanie baryłek z prochem z miejsca w miejsce, niż te początkowo "gorsze" prochy, produkowane przez innych wytwórców, szczególnie wtedy, gdy były one transportowane na dłuższe dystanse i podlegały różnym rodzajom wibracji podczas transportu.
(Bardzo łatwo jest przeprowadzić prosty eksperyment. Należy do szklanki nasypać drobnego piasku i trochę większych kamyków. Wystarczy tą szklanką trochę potrząsnąć, ażeby zaobserwować wyraźną separację obu składników tej mieszanki. Im różnica wymiarów i różnica ich "chropowatości" jest większa, tym (wbrew pozorom) jest mniejsza separacja poszczególnych składników tejże mieszanki)!!!
Dlatego też car "szkutnik" mógł być niezadowolony, gdy po kilku miesiącach/latach składowania (i nieuniknionego potrząsania baryłkami) wcześniejszy "dobry proch", robił się naraz nic niewartym badziewiem, którego "dawkę" trzeba było podwajać, ażeby uzyskać te same efekty, gdy ten proch był "nowy".
Oczywiście nie zaprzeczam teoriom o nadużyciach dostawców...bo przecież ludzka chciwość istniała "od zawsze", a tylko koncentruję się na czysto techncznych zagadnieniach, dlaczego taki car Aleksander Wielki czasami nie mógł odpalić swojej puszki.