QUOTE(marc20 @ 7/03/2018, 20:05)
5 lutego 1958 roku nad wyspą Tybee mogło dojść do o wiele poważniejszego wypadku. Po kolizji w powietrzu z myśliwcem F-86 załoga B-47 została zmuszona do zrzucenia bomby termojądrowej. Jak jednak pokazały późniejsze raporty zgubiona bomba miała zamontowany rdzeń i gdyby zadziałał jej zapalnik doszłoby do eksplozji o mocy 1 megatony, a pobliskie Savannah zostałoby zniszczone. Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań bomby nie udało się do dziś odnaleźć.To szczęście,że bomba nie wybuchła czy też nie miała prawa wybuchnąć ?
Raczej nie miała prawa bo i najpewniej też nie miała rdzenia (są co do tego kontrowersje). Megaton natomiast raczej miała więcej. Dla Mk.15 Zombie (to taka trochę dziwna broń nie do końca wodorowa) najczęściej podaje się dwie opcje, 1,69 Mt i 3,8 Mt.
Wypadek nad wyspą Tybee wyglądał tak, że B-47 leciał sobie na ćwiczenia, które polegały m.in. na tym, że po drodze miał go przechwycić ów F-86, który też sobie ćwiczył. No i przechwycił go tak efektywnie, że się zderzyli. Sabre został ciężko uszkodzony i pilot się katapultował, wielki Stratojet już nie aż tak ciężko, po paru kilometrach
spadania niekontrolowanej utraty wysokości
pilot zdołał odzyskać nad nim władzę i wylądować w pobliskiej bazie lotniczej Hunter.
Kontrowersje co do rdzenia wyglądały tak, że w pierwszym komunikacie USAF podały że go nie było, w 1966 jakiś facet na przesłuchaniu w Kongresie stwierdził, że rdzeń był, z ujawnionych później dokumentów USAF wynika jednak, że w loty treningowe nie zabierano bojowego rdzenia, tylko ołowianą atrapę.
Może nie wszyscy się orientują, o co chodzi z tym rdzeniem. Ówczesne bomby miały w większości tzw. budowę kapsułową. Bomba składała się jakby z dwóch modułów: tej właściwej bomby - skorupy z układem wybuchowym, elektroniką itp. i kapsuły-rdzenia z ładunkiem paliwa jądrowego (plutonu). Kapsuła była instalowana w bombie bezpośrednio przed użyciem, podczas lotu (tzw. IFI - In-Flight Insertion), początkowo ręcznie przez operatora mającego dostęp do komory bombowej, potem przez automatyczny system, coś w rodzaju podajnika. Jak się popatrzy na fotę Mk.15, to widać w części dziobowej rodzaj drzwiczek czy klapki - to właśnie przez nią wsuwano rdzeń.
Tak więc niezależnie od tego czy Stratojet miał ten nieszczęsny rdzeń na pokładzie, czy nie, to w locie treningowym nie fruwałby przecież z uzbrojoną bombą, a w sytuacji awaryjnego zrzutu, kiedy tracił wysokość z każdą sekundą i musiał natychmiast pozbyć się obciążenia, nie marnowałby czasu na procedurę instalowania rdzenia tylko wywalił cały kram jak najszybciej.